top of page

Tadeusz Klementewicz Kto uciska biomasę?

Tadeusz Klementewicz Kto uciska biomasę?


Kto przyczynia się do tego, że Ziemia ulega zniszczeniu: przedsiębiorca, rentier, zachłanny konsument Północy, bogata elita krajów wschodzących, ubodzy mieszkańcy Globalnego Południa?

Wszyscy – czy to wegetujący za jednego dolara na Globalnym Południu, czy w rosnącym komforcie mieszkaniec bogatej Północy – żyjemy w jednym ekosytemie. Problem polega na tym, że biosfera stała się zakładnikami korporacji i jej beneficjentów. Bogiem stał się inwestor, a jego apostołami bankowi ekonomiści, którzy razem tworzą księżycową gospodarkę wzrostu. Postęp techniki posłużył im do degradacji środowiska (zanieczyszczenia powietrza, oceanów, gleby), żywności (antybiotyki, chemikalia), klimatu (emisja dwutlenku węgla). „Wykorzystanie tylu technologii i wyszukanej wiedzy do pogłębiania kryzysu ekologicznego i katastrofy społecznej stanowi głupotę systemową” – pisze brazylijski ekonomista Ladislau Dowbor.

Granice wydolności biosfery zostały przekroczone już w latach 80. ubiegłego wieku. Każdy mieszkaniec Ziemi eksploatuje przeciętnie rocznie średnio 2,7 ha, podczas gdy bez nadmiernego obciążenia biosfery powinien użytkować 1,8 ha (wg obliczeń ekologa Mathisa Wackernagela). Tylko w ciągu kilkunastu lat XXI w. gospodarka nastawiona na produkcję i konsumpcję dóbr materialnych zużyła jedną trzecią węgla jaki kiedykolwiek został wydobyty, tyle samo ropy naftowej i blisko połowę gazu ziemnego. Ludzie cieszą się z gadżetów elektronicznych, ale poza ich świadomością pozostaje fakt, że co roku przybywa ok. 2 mld ton e-śmieci, z czego utylizuje się tylko ok. 50 mln ton. Codziennie trafia do oceanów 6 mln ton plastikowych śmieci – Wielka Pacyficzna Plama Śmieci już jest trzykrotnie większa od Francji.

Alarm wszczęło pokolenie, które nie będzie musiało korzystać z oferty firmy SpaceX Elona Muska, by poznać księżycowy krajobraz.

Odpowiedzialni

Kto odpowiada za zniszczenia? Na pierwszym miejscu należy postawić twórców i operatorów wielkiego aparatu produkcyjnego, składającego się z korporacji i ich poddostawców. Lecz odpowiedzialnymi są nie osoby prawne, a fizyczne: właściciele, udziałowcy, menedżerowie, specjaliści, pośrednicy finansowi, brokerzy, zarządzający bankami i funduszami inwestycyjnymi. Posiadacz aktywów pieniężnych musi wciąż inwestować, by pomnażać posiadany kapitał – kapitaliści bowiem zarabiają tyle, ile wydają.

W tym celu planeta została wprzęgnięta w procesy pomnażania kapitału według równania: bogactwo materialne= zużycie energii=emisja dwutlenku węgla. Łańcuchy produkcji i dostaw towarów obejmują cały glob. Trwa pogoń za rentą w warunkach „otwartych żył” gospodarek narodowych. Popłynął nimi ogromny strumień bogactwa osiągany kosztem taniej pracy i surowców słabiej rozwiniętych społeczeństw. W ograbianiu Ziemi z minerałów przodują: sektor wydobywczy, producenci samochodów, sektor zbrojeniowy, a także wyznawcy koncepcji życia jako użycia.

Politycy zabiegający o ich wsparcie finansowe, lekką ręką przerzucają koszty produkcji i konsumpcji na przyszłe pokolenia. Otrzymują one w spadku odpady radioaktywne, ziemię i wodę zatrutą metalami ciężkimi oraz gazy cieplarniane.

Agrobiznes

Duże szkody wyrządza ekosystemowi rolnictwo przemysłowe, które oparte jest na monokulturach, a także na nadmiernym stosowaniu pestycydów, herbicydów i transporcie na duże odległości. Agrobiznes korporacyjny rozwinął się kosztem tradycyjnego rolnictwa chłopskiego, które wytwarza żywność po niższych kosztach ekologicznych i społecznych, a często też wydajność małych farm na 1 ha przekracza od 3 do 14 razy wydajność ich potężnej konkurencji, przynajmniej w Ameryce Południowej (W. Bello, Wojny żywnościowe, W-wa, 2011, s.27). Rolnictwo bez nawozów sztucznych i pestycydów daje plony bogate w białko oraz minerały. Rośliny pochodzące z upraw wielkoobszarowych wegetują w glebie pozbawionej minerałów i związków organicznych. Muszą je zastępować nawozy, które stosowane w nadmiarze niszczą i glebę, i wody.

Wyprodukowanie kalorii żywności w fabrykach-polach wymaga użycia według raportu Departamentu Rolnictwa USA z 2010 r. aż 10 kalorii energii. Dlatego rolnictwo przemysłowe, stwierdza przyrodnik Marcin Popkiewicz, jest sposobem przetwarzania energii paliw kopalnych na żywność, z niewielką pomocą słońca i gleby. Przykładowo na potrzeby pozyskiwania oleju palmowego wykarczowano 70 tys. ha indonezyjskich lasów deszczowych. Degradacji uległ pierwotny las amazoński – zajmował ponad 6,3 mln km kw., obecnie tylko 4,1 km kw. Ogółem, ubywa co roku z powodu erozji 12 mln ha ziem uprawnych, w ciągu ostatnich 40 lat straty wynoszą blisko 30 proc. areału. Żyzna ziemia spływa ostatecznie do oceanów. W związku ze wzrostem populacji do 9,5 mld w połowie obecnego wieku i kurczeniem się areału upraw, w nadchodzących dekadach ten sam skrawek ziemi będzie musiał nakarmić zamiast 27 aż 43 osoby. Bez dalszych postępów w biotechnologii rolniczej (m. in. w dziedzinie „podkręcenia” fotosyntezy) będzie to trudne. Zarazem, przykładowo, Brytyjczyk wyrzuca 153 kg produktów żywnościowych rocznie, Polak 52 kg. Ogółem marnuje się około jednej trzeciej wyprodukowanej żywności. To nie tylko zmarnowana woda, ale także energia zużyta do wyprodukowania żywności.

Zachłanni konsumenci

Kontynuatorzy oświeceniowej rewolucji szczęścia tworzą kolejny krąg odpowiedzialnych. Dziedzice tej rewolucji, mieszkańcy zachodniej cywilizacji, pragną żyć lepiej niż poprzednie pokolenia. Chcą korzystać z ciągłych udoskonaleń urządzeń zmniejszających wysiłek fizyczny, cieszą ich innowacje, zwłaszcza gadżety elektroniki. Przoduje w konsumpcji 10 proc. najbogatszych, którzy przechwytują ok. 85 proc. bogactwa powstającego w globalnej wirówce kapitału. Ogółem dochody rentierskie stanowią 30 proc., w tym dochody z samych nieruchomości wzrosły z 3 proc. PKB w latach 50. XX w. do 10 proc. PKB obecnie. Zasobny inwestor i zachłanny konsument mieszkają najczęściej pod tym samym adresem. Ludzkość potrzebowałaby 4-5 planet takich jak Ziemia, gdyby miała żyć na poziomie zamożnego mieszkańca Australii czy USA.

Poziom średniej konsumpcji na głowę powoduje przekroczenie biologicznej pojemności planety o połowę. Nawet przyjazny środowisku zamożny Niemiec pozostawia po sobie rocznie 37 kg odpadów z plastiku. Krezus z USA lub Arabii Saudyjskiej wytwarza nawet 200 ton szkodliwych substancji rocznie. Taka ostentacyjna konsumpcja powinna być obciążona progresywnym podatkiem: im więcej śmiecisz, tym więcej płacisz, np. za podróże lotnicze czy ogrzewanie dużych nieruchomości.

Udział w konsumpcji maleje wraz ze spadkiem dochodów z pracy. Więcej na sumieniu ma 1,4 mld pracowników etatowych niż 1,7 mld pracujących na własny rachunek. Pozostaje jeszcze 2,4 mld poszukujących szansy zatrudnienia, niektórzy bowiem nie mogą przeżyć do końca miesiąca. Według szacunków FAO, na głód cierpi od 854 mln do miliarda mieszkańców Ziemi. Na granicy fizycznej egzystencji żyje 1,8 mld ludzi. Dla nich troska o środowisko czy klimat to fanaberie sytych. Mówił o tym Bertolt Brecht: „Najpierw dajcie jeść. A potem zacznijcie prawić o moralności”.

Pierwsze ofiary

Po raz pierwszy w dziejach los ludzi zamieszkujących regiony zacofane nie może być obojętny mieszkańcom bogatej Północy. Na przykład zaludnienie Afryki wzrasta rocznie o blisko 3 proc., zaś areał użytków rolnych jedynie o 0,7 proc. W latach 1973-1988, podaje historyk John Iliffe, Afryka utraciła blisko 6 mln ha pastwisk bezpośrednio z racji pochodu Sahary na południe, a pośrednio z powodu intensyfikacji rolnictwa na uboższych glebach. Drewno opałowe wciąż stanowi jedyne źródło energii dla jednej trzeciej gospodarstw domowych mieszkańców Ziemi.

Szacuje się, że zmiany klimatyczne dotkną w różnym stopniu 8 z 9 miliardów ludzi, którzy będą zamieszkiwać planetę w 2050 r. W ogromnej masie urodzą się one w ubogich stajenkach globalnego Południa. Kluczowym zadaniem dla poprawy relacji Homo sapiens z przyrodą będzie w tej sytuacji ograniczenie przyrostu demograficznego. Z zadaniem tym łączy się likwidacja luki rozwojowej, awans materialny i kulturowy kobiet w biednych rejonach świata. W przeciwnym wypadku pojawią się w ciągu kilkunastu lat konflikty o surowce, żywność i wodę, wojny spowodowane zmianami klimatu.

Bezpośrednim skutkiem ucieczki przed głodem i biedą będą kolejne fale migracji uderzające w Festung Europa.

Otrzeźwienie

Nie przyniósł jakościowej zmiany „zielony kapitalizm”. Nadal 38 proc. energii elektrycznej na świecie pochodzi ze spalania węgla kamiennego i brunatnego w sytuacji, gdy produkcja prądu rośnie średnio o 3 proc. rocznie. Tylko 2-3 proc. energii pochodzi ze źródeł odnawialnych. Według ekspertów ONZ tylko 9 proc. plastiku podlega recyklingowi spośród 9 mld ton. W oceanach stosunek między plastykiem a planktonem wynosi już 1:2.

Gospodarka zależna jest od dostępności tanich minerałów. Ok. 10 proc. wytwarzanej energii pierwotnej jest wykorzystywane do wydobywania i przetwarzania minerałów, głównie do postaci paliw, zwłaszcza oleju napędowego używanego przy wydobyciu i transporcie. Co gorsza, taki sam odsetek światowej produkcji energii elektrycznej zużywają komputery, jak obliczają francuscy ekonomiści Jean-Hervé Lorenzi i Mickaël Berrebi w książce „Przyszłość naszej wolności. Czy należy rozmontować Google;a… i kilku innych?”.

Ekonomista środowiska Herman Daly wyśmiał model zbudowany na wierze w potęgę nauki i technologii, które miałyby rozwiązać problem wyczerpywania się zasobów. W myśl tego modelu wzrost cen surowców będzie stymulował rozwój nowych technologii, które obniżą koszty wydobycia. W konsekwencji ceny spadną, a produkcja wzrośnie – to model piramidy wydobycia. Po pierwsze, sama technologia też generuje koszty finansowe i energetyczne. Po drugie, wzrost kosztów wydobycia paliw kopalnych określa wszystkie pozostałe sprzężone ze sobą czynniki. Już u progu industrializacji William S. Jevons, współtwórca neoklasycznej ekonomii, zauważył: „Przypuszczenie, że ekonomiczne użycie paliw oznacza ograniczenie ich konsumpcji, jest całkowitym pomieszaniem idei”. Stąd pochodzący od jego nazwiska paradoks: splot tańszej energii, mniej kosztownych surowców i obniżka kosztów pracy prowadzą do spadku ceny produktu, efektem tego jest wzrost konsumpcji danego dobra czy usługi, co powoduje dalszy wzrost zapotrzebowania na energię i surowce.

W rezultacie według obliczeń Vaclava Smila, wybitnego kanadyjskiego uczonego, średnie krajowe zużycie minerałów na osobę wzrosło co najmniej czterokrotnie w ciągu XX w. To szkielet naszego materialnego bogactwa: m. in. beton w domach, metale i tworzywa w maszynach, aluminium i plastiki w samolotach, metale ciężkie, metale ziem rzadkich w elektronice. Wydaje się, że powoli wkraczamy w nową erę. Będzie to łagodna agonia wzrostu gospodarczego i świat bez paradoksu Jevonsa.

New Green Deal

Zielony kapitalizm to wielki projekt rozwoju infrastruktury, zwłaszcza transportu publicznego i towarowego, a także technologii opartych na energetyce odnawialnej. Projektowi dekarbonizacji, działaniom na rzecz obiegu okrężnego minerałów muszą towarzyszyć ograniczenia dostępu do paliw kopalnych. Kryterium ich wykorzystania przez przemysł stanie się z czasem tworzenie wartości użytkowej, a nie zysk. Przykładem nowej strategii jest wsparcie z funduszy publicznych, (jak przez polski Fundusz Niskoemisyjnego Transportu), zakupów elektrycznych autobusów dla miast czy budowy stacji ładowania. To wymaga z kolei zwiększonych podatków. Strategie rozwojowe korporacji muszą się liczyć ze wzrostem cen energii oraz wzrostem popytu na ich nośniki. Ponadto koszt produkcji obciąży dodatkowo wzrost cen surowców i żywności. Np. UE przewiduje przejście z fosforanów na nawozy organiczne, oparte na odpadach, a także nałożenie limitów na metale ciężkie: dla kadmu, chromu, rtęci, niklu, ołowiu, arsenu. W atmosferze jest więcej dwutlenku węgla o 46 proc. niż w epoce przed industrializacją, dlatego można się spodziewać nie tylko nałożenia podatku na emisję dwutlenku węgla, ale kroku dalszego – wyznaczenia górnych granic jego emisji przez firmy oraz gospodarstwa domowe.

Różne są szacunki niezbędnych wydatków na inwestycje w zeroemisyjną gospodarkę przyszłości. Minimalne szacunki to 150 mld dol. rocznie do 2023 r., potem przez kolejne lata nawet 250-500 mld dol. Bardziej pesymistyczne oscylują między 280-500 mld dol. do 2050 roku. Warto przypomnieć, że w pierwszym tysiącleciu tempo wzrostu gospodarczego wynosiło 0,05 proc., przez ostatnie dwieście lat średnioroczne tempo wynosiło 1,2 proc. Przed wybuchem strukturalnego kryzysu 2007 r. kształtowało się na poziomie 4 proc. rocznie. W drugiej połowie obecnego stulecia długoterminowy wzrost produkcji w krajach bogatych prognozowany jest w przedziale od 0,9 proc. (R. Gordon) do 1,2 proc. rocznie (Th. Pikkety).

Na pewno kryzys ekologiczny pozwoli częściowo zmniejszyć reorganizacja przemysłu. Chodzi o stopniowe zastępowanie minerałów rzadkich pospolitymi (choć ta zmiana wymaga większej energii), staranniejszy recykling, a także zmiana stylu konsumpcji na zrównoważoną ekologicznie, „dobrobyt bez wzrostu”, degrowth. Ważna byłaby już sama rezygnacja przez producentów z planowego postarzania urządzeń, tym samym wydłużenie ich trwałości, o co zaczyna się troszczyć Komisja Europejska. Zamiast zysku koncentracja na wartości użytkowej towaru, preferencja dla obiegu energii i minerałów, nie zaś kapitału.

Ale takie zmiany to cios w samo serce kapitalizmu, który ma nieustanny problem z przekształcaniem masy towarów ze światowej fabryki znów na pieniądze. Do tego potrzebna jest i konsumpcja indywidualna, i wydatki państwa na usługi publiczne, bez których trudno zrównoważyć nadwyżkę finansową sektora prywatnego. Skrajna alternatywa to zagłada gatunków jak podczas wymierania permskiego przed 250 mln. lat temu, kiedy wymarło 95% zwierząt lądowych i 70% morskich (DGP, 24.01.2011). Niedzielny post w świątyniach konsumpcji daje przedsmak tego, jak to może wyglądać. Zapowiada się powrót do społeczeństwa ubogiego energetycznie i użytkującego odpady po erze przemysłowej, zwłaszcza żelazo oraz aluminium. Wciąż jest realna cywilizacja postprzemysłowa, podtrzymywana dzięki energii elektrycznej. Wciąż, choć na innych warunkach, dostępne byłby internet, komputery, robotyka, komunikacja o dużym zasięgu, transport publiczny, wygodne domy, bezpieczeństwo żywnościowe. Oby nie czekał ludzkość powrót do epoki zbieraczy, tym razem resztek metali.

36 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Nauka i szkolnictwo wyższe po Czarnku - debata ZNP

Związek Nauczycielstwa Polskiego, Szkolnictwa Wyższego i Nauki 10 stycznia 2024 zorganizowały debatę pt "Nauka i szkolnictwo wyższe po Czarnku". W debacie wziął udział m.in Minister Nauki i Szkolnictw

Tadeusz Klementewicz - Publicystyka i felietony

Zachęcamy do lektury tekstów prof. Tadeusza Klementewicza publikowanych na - stronie internetowej "Trybuny". Można je znaleźć pod linkiem https://trybuna.info/author/tadeusz-klementewicz/ - stronie in

bottom of page